Między nami jest Śmierć – Patryk Żelazny

– PROLOG –

Nic nie może trwać wiecznie. Każda rzecz, każde życie, każdy
radosny czy smutny moment – to wszystko ma tę jedną wspólną
cechę: kiedyś przestaje istnieć. Niestety nie wszyscy potrafią to
zaakceptować. Co ciekawe, ci, którzy próbują stawać w opozy-
cji do praw natury, również mają wspólny mianownik. Zawsze
marnie kończą.
Nie inaczej było w tamtym momencie. Kolejny dowód na to,
że natura zawsze wygra z człowiekiem, leżał bez ducha na dę-
bowej podłodze. Puste i zamglone oczy wlepione w nicość nie
wyrażały nic.
Lojalny sługa oraz uczeń, nie dowierzając, podszedł bliżej
Lothara – swojego martwego mistrza. Przestąpił nad ciałami kil-
korga czarodziejów.
Padł na kolana.
Nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że ta marna hołota, którą
przed chwilą osobiście wymordował, pokonała tak potężnego człowie-
ka. Człowieka, który przecież oszukał nawet śmierć i miał żyć wiecznie.
Nie, musiało stać się coś gorszego. Z pewnością było ich
więcej. Jego także szukają – ostatniego, który przeżył. Zaklął pod
nosem pełen goryczy.
Zimna ręka Lothara przyciskała do ciała księgę zaklęć. Mistrz
spisywał ją od bardzo dawna i była dla niego niezwykle cenna. Wierny
sługa wyrwał ją z trupich objęć i poczuł… coś dziwnego. Jakąś dobrze
mu znajomą energię.
Zachęcała go, by otworzył księgę. Zrobił to. I wtedy zrozumiał.

Na pierwszej stronie ujrzał bowiem odcisk dłoni, którą bez
problemu rozpoznał. To była dłoń Lothara. Uwiecznił ją w księdze
własną krwią.|
Do sługi dotarło, czego dokonał jego pan, by nie tylko powstrzy-
mać śmierć, ale także po kryjomu zniknąć z kart historii. Jego mistrz
miał zginąć, a równocześnie dalej żyć. I uczeń to wiedział! Nie wie-
dział natomiast, co powinien z tym faktem zrobić.

Liczyło się jednak, że Lothar nie przegrał. Nie zginął. Dzięki tej
księdze. Sługa poprzysiągł sobie, że nie poprzestanie, dopóki nie
odnajdzie sposobu na przywrócenie swego pana do tego świata.
On był ostatnią nadzieją Lothara. I nie zamierzał zawieść.
Choć zadanie było to niełatwe, a on nie miał żadnych instrukcji.
Nie mógł także nawiązać ze swoim panem żadnego kontaktu. Mógł
polegać jedynie na swojej dotychczasowej wiedzy oraz intuicji.
Z kolei obława nie stanowiła większego wyzwania. Owszem, jako
sługa Lothara wiedział, że będzie poszukiwany, lecz to nie on był
celem czarodziejów. Jego mistrz miał na karku znacznie większe
osiągnięcia – choć niektórzy zwykli to ostatnie słowo zamieniać
na „zbrodnie”.
Naturalnie, przeczesano okolice zamku. I to kilkakrotnie.
Czarodzieje wiedzieli, że któryś z popleczników Lothara pozostał
przy życiu. To było bardziej niż pewne. Szukali go, powracali do
zamku czarnoksiężnika raz po raz, ale bezskutecznie. Nie znaleźli
go tam. Ani nigdzie indziej.


Ani nigdy potem.

Zainteresował Cię prolog książki? Kupisz ją, klikając >tutaj<.